
Grafika: Laliga.com
6. kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów dla obu madryckich klubów w niej występujących okazała się bardzo udana. Nasi wygrali z Interem Mediolan 2-0 i będą rozstawieni w poniedziałkowym losowaniu 1/8 finału, z kolei gracze dowodzeni przez Diego Simeone wyszli z olbrzymich opresji, wygrywając w Porto 3-1. Ponadto w Mediolanie zwyciężył Liverpool, pokonując Milan 2-1, dzięki czemu mimo bardzo złej i nerwowej sytuacji, w której mistrzowie Hiszpanii znaleźli się po 5. serii gier, rzutem na taśmę awansowali oni na drugie miejsce w swojej grupie i tym samym, podobnie jak nasz zespół, z niecierpliwością czekają na poniedziałkowe południe.
Zdecydowanie więcej do zyskania i do stracenia w miniony wtorek miało więc Atleti, które znajdowało się w wyraźnym kryzysie, grając poniżej oczekiwań zarówno swoich fanów, jak i ekspertów. My przecież i tak awans mieliśmy zagwarantowany, chodziło tylko (a może "aż" - to okaże się 13 grudnia) o wyjście z pierwszego miejsca grupy D.
Atlético, jak już wspomniano, przechodzi przez trudny okres. Rozpędzony i znajdujący się w wybornej formie Real Madryt na skutek potknięć rywala z Metropolitano uciekł już podopiecznym Simeonego na 10 punktów i nawet mimo faktu, iż przeciwnicy mają rozegrany jeden mecz mniej, to nawet zakładając, że zaległą potyczkę wygrają, 7 oczek na początku grudnia jest już sytuacją kiepską. A przecież wielu było przekonanych, że przy kryzysie Barcelony i niewiadomej dyspozycji Realu po zmianie trenera i zatrudnieniu Ancelottiego otworzyła się przed nimi doskonała szansa na to, by mistrzostwo obronić.
Skreślać jednak nikogo w grudniu nie wypada, co dobitnie pokazał choćby sezon ubiegły. Wielu spodziewało się, iż mistrzostwo już w rundzie jesiennej przegraliśmy i że nie ma sensu nawet marzyć o dogonieniu Atleti, po czym przyszedł luty, spadek formy lidera i jego olbrzymia - wydawałoby się - przewaga zaczęła topnieć niczym pokrywa śnieżna przy wietrze fenowym. Ostatecznie losy tytułu rozstrzygnęły się dopiero na koniec sezonu i to po wielu sędziowskich kontrowersjach. Jak zatem widać - wygrać w połowie sezonu mistrzostwa nie można, można co najwyżej je przegrać.
Tak więc nie popełnijmy podobnego błędu, co nasi antyfani przed rokiem, i nie skreślajmy Atleti, gdyż jak pokazał wczorajszy dzień za czasów Simeone nabyli tę cechę wielkich zespołów, którą jest wychodzenie z najtrudniejszych opresji. Poza tym, nadchodzą derby Madrytu. 12 grudnia jest jedną z dat, które kibice obu zespołów mają podkreślone na czerwono w kalendarzu. Ze względu na wspomniany już olbrzymi kryzys Barcelony to właśnie Real i Atlético są teraz największymi faworytami do mistrzostwa Hiszpanii - będzie tak zapewne również w przyszłym sezonie.
Wszyscy pamiętamy, jak to jeszcze 10 lat temu bywało - niemal co sezon właściwie z góry, już przed rozegraniem obu rywalizacji derbowych można z góry było dopisać sobie 6 punktów, bo Atlético rywalem było jedynie teoretycznym, nie potrafiąc wygrać z nami przez kilkanaście lat. Te czasy pamiętają dzisiejsi trzydziestolatkowie i starsi, natomiast młodsi kibice Realu nie umieją sobie zapewne tego nawet wyobrazić, bo odkąd Atleti przejął wspominany już Simeone, odtąd sytuacja ta zmieniła się diametralnie. Już nie poszukujemy godnego rywala do derbów, gdyż Los Colchoneros takim są.
Momentem przełomowym był finał Pucharu Króla z maja 2013 roku, kiedy to naszym zespołem dowodził José Mourinho. Są to już czasy naprawdę zamierzchłe. Odkąd Atleti przełamało się po pierwsze ogrywając naszych w finale rozgrywek, w dodatku czyniąc to na Santiago Bernabéu, odtąd też zespół ten pozbył się kompleksu Realu Madryt.
Nasz jednocześnie były i obecny trener, Carlo Ancelotti, przekonywał się o tym przed laty dosyć boleśnie, gdyż o ile w Lidze Mistrzów i raz w dwumeczu Pucharu Króla ograł ten zespół, o tyle mecze ligowe z Atlético były dla Włocha prawdziwą katorgą. W sezonie mistrzowskim dla graczy Simeone pokonali Real na jego stadionie wygrywając w swój ulubiony sposób, tj. 1:0, natomiast w rundzie wiosennej zremisowali 2:2.
Sezon później było po prostu katastrofalnie, gdyż u siebie przegraliśmy 1:2, a na Vicente Calderón zostaliśmy po prostu rozgromieni i upokorzeni, przegrywając 0:4 i grając fatalnie. Gdyby gospodarze okazali się tamtego popołudnia skuteczniejsi, to bez cienia wątpliwości skończyłoby się to manitą, albo czymś jeszcze gorszym - nawet nie chcemy się nad tym zastanawiać i na dłużej do tych wspomnień wracać.
Wiadomo, to było 7 lat temu, to bardzo długi czas w piłce nożnej, ale te doświadczenia z przeszłości bynajmniej pewności siebie nam przed niedzielną rywalizacją derbową nie dodają. Trzeba jednak przyznać, że o ile znajdują się osoby wiecznie z czegoś niezadowolone i krytykują włoskiego trenera, że gramy za mało odważnie, że wygrywamy jednym golem i tym podobne, to jednak spójrzmy prawdzie w oczy - wyniki się zgadzają i narzekać póki co naprawdę nie wypada. Jeśli ktoś spodziewał się przed sezonem, że w I dekadzie grudnia będziemy mieli tak dobrą sytuację w tabeli, to szczere gratulacje, bo na pewno nie była to większość madridistas.
Runda jesienna jeszcze się nie skończyła, ale już dziś możemy powiedzieć, że jest ona dla nas bardzo dobra. Wygrywając niedzielne derby możemy zadać kolejny cios Atleti - może nie śmiertelny, gdyż - jak już wspomniano - za wcześnie na taką pewność siebie, ale jeśli to my w niedzielę o 23:00 będziemy radować się ze zwycięstwa, to sytuacja podopiecznych Simeonego będzie już naprawdę nie do pozazdroszczenia, tym bardziej, że nie wyprzedzają ich w tabeli jedynie nasi, ale także Sevilla.
Derby to jednak okazja do odrobienia strat, z czego nasi przed rokiem, także w grudniu, skorzystali. Mimo kilku fatalnych wcześniejszych spotkań ligowych presję udźwignęliśmy i pewność siebie ówczesnego lidera wówczas mocno podkopaliśmy, wygrywając 2-0 w meczu, w którym - jak przyznał sam Simeone - Zidane ograł go taktycznie. Argentyński trener ze starć ligowych z Ancelottim wspomnienia ma bardzo dobre, więc pewnie po cichu liczy na to, że też naszą pewność siebie osłabi. Nie musi upokorzyć Włocha, jak w lutym 2015 roku, z pewnością zadowoli się skromnym 1-0.
Niektórzy takie stwierdzenia krytykują, ale większą presję przed meczem wydają się mieć rywale. Jeśli nie poradzimy sobie, to nic strasznego się nie stanie, po prostu trzeba będzie się skupić i punktować tak, jak od końca października do początku grudnia. Nie ukrywamy jednak, że mamy na ten weekend inne plany.
Mimo że nie urodziliśmy się, ani nie mieszkamy w Madrycie, a od stolicy Hiszpanii i samego kraju dzielą nas tysiące kilometrów, to dla nas derby też są potyczkami wyjątkowymi. Mamy przecież świadomość, z jaką nienawiścią do Realu, a często także do jego kibiców zwracają się fani Atlético. Ze względu na to zawsze fajnie jest utrzeć im nosa. Liczymy na wygraną i atrakcyjny mecz, tym bardziej że być może goście zagrają nieco inaczej niż zwykle, gdyż w tym sezonie defensywa nie jest tak wielkim ich atutem jak zazwyczaj.
Sędzią głównym niedzielnego meczu będzie Antonio Miguel Mateu Lahoz. Za liniami bocznymi poasystują mu Pau Cebrián Devís i Rubén Porras Rico, a zadania czwartego sędziego wykona Rubén Ruipérez Marín.
Na arbitra VAR wyznaczony został Ignacio Iglesias Villanueva, a na jego pomocnika Pablo González Fuertes.
Transmisja w Eleven Sports 1.
Real Madryt - Atlético Madryt: 17. kolejka LaLiga 2021/2022, niedziela, 12 grudnia 2021, godzina 21:00, Santiago Bernabéu.
Sędzia: Antonio Miguel Mateu Lahoz.