
Grafika: UEFA.com
Nie minęła doba od wygranej w pierwszym meczu ćwierćfinałowym, a już myślami jesteśmy przy rewanżu. Dziwić się temu trudno, gdyż od zawsze Liga Mistrzów była tym, co kibic Realu kocha najbardziej. I o ile można rzec, że wykonaliśmy wielki krok ku półfinałowi rozgrywek, o tyle dopóki nie wybrzmi ostatni gwizdek kończący mecz w Madrycie, dopóty trzeba się pohamować ze snuciem hurraoptymistycznych scenariuszy. Tym bardziej, że z tym graniem na Santiago Bernabéu w Champions League ostatnimi laty bywa różnie i choć wolimy pamiętać remontadę pokroju tej z PSG, to nie wolno zapominać nam o tych, w których szło nam zdecydowanie gorzej.
Myślę, że każdy z nas pamięta ćwierćfinał przeciwko Juventusowi sprzed 4 lat, gdy po wygranej w Turynie 3-0 już myślami byliśmy przy 1/2 finału. Tymczasem mecz rewanżowy obejrzeliśmy z pełnymi gaciami i o mało co nie skończyło się kompromitacją lub dogrywką, którą niewielu z nas wówczas nawet rozważało. Wtedy uratował nas rzut karny wykorzystany przez Ronaldo, ostatecznie tamtą edycję Ligi Mistrzów skończyliśmy w wymarzony sposób, tj. zdobywając trzynasty Puchar Europy. Ale ile lat życia straciliśmy przez nerwówkę w tamtym spotkaniu, to jedynie sam Pan Bóg wie.
Nie zabrakło także sytuacji, w której po wygranym meczu wyjazdowym odpadaliśmy, jak choćby w marcu 2019 roku. Trzy tygodnie wcześniej pokonaliśmy Ajax w Amsterdamie, natomiast rewanż na Santiago Bernabéu w Madrycie był koncertem gry przyjezdnych i zasłużoną wygraną 4-1 i naszym odpadnięciem.
Thomas Tuchel wydawał się bardzo niezadowolony z postawy swoich podopiecznych i jego wypowiedzi pomeczowe brzmiały tak, jakby godził się z tym, że jego Chelsea może z Ligi Mistrzów odpaść. Czy to jakaś zasłona dymna, czy też naprawdę z Chelsea jest ostatnio kiepsko, trudno rzec, ale z pewnością nie ma co marzyć, że The Blues wyjść z opresji obronną ręką nie spróbują. Biorąc pod uwagę zniesioną w tym roku zasadę premiowania goli wyjazdowych, to jeden głupi błąd sprawić może, że nogi naszych piłkarzy ulegną splątaniu i zaczną się nerwy i kalkulacje, a wtedy może być różnie.
Cieszy na pewno to, że defensywa Chelsea nie jest aż takim monolitem, jakim była w drugiej połowie minionego sezonu, kiedy to głównie dzięki świetnej postawie w grze obronnej klub ten nogami swoich zawodników wywalczył drugi w swojej historii Puchar Europy. Sytuacja kadrowa też jest lepsza, aniżeli wiosną ubiegłego roku, gdy Zidane lepił skład z kogo się tylko dało zmagając się z kontuzjami trawiącymi zespół. A do tego jeśli Benzema będzie miał swój dzień, to wtedy żadna obrona nam niestraszna. Oczywiście nie ma co oczekiwać, że Francuz co mecz będzie zdobywał hat-tricka w meczach fazy pucharowej, bo tego nawet Cristiano Ronaldo nie czynił trzy razy pod rząd, ale nawet niewiele słabszą od wczorajszej formą Karima nie pogardzimy. Z pewnością są argumenty, by na Santiago Bernabéu przynajmniej raz czy dwa do siatki rywala trafić, a wtedy chyba tylko totalna katastrofa na tyłach odebrałaby nam awans do półfinału, w którym, o ile Chelsea pokonamy, zmierzymy się albo z Manchesterem City - tak jak w 2016 roku, w sezonie Undécimy, albo z Atlético, tak jak rok później, w sezonie Duodécimy.
Na sędziego głównego wtorkowego meczu z Chelsea wyznaczony został Szymon Marciniak, któremu za liniami bocznymi poasystują Paweł Sokolnicki i Tomasz Listkiewicz, a zadania czwartego sędziego wykona Srđan Jovanović.
Sędzią VAR będzie Tomasz Kwiatkowski, a jego asystentem Bartosz Frankowski.
Transmisja w Polsat Sport Premium 1.
Real Madryt - Chelsea FC: mecz rewanżowy 1/4 finału Ligi Mistrzów 2021/2022, wtorek, 12 kwietnia 2022, godzina 21:00, Santiago Bernabéu.
Sędzia: Szymon Marciniak.